Święta sobie szły, szły i nagle zaczęły pędzić jak szalone. Przybiegły galopem i równie szybko pobiegły dalej. Pewnie znów przygalopują dopiero w przyszłym roku. Czasu jak zwykle brakowało zwłaszcza, że jak zwykle wszystko muszę zrobić sama nie uznając żadnej drogi na skróty. I dlatego zawsze coś dziwnego się z tym czasem dzieje. Ale ciasto na pierniczki zrobiłam wcześniej. W przedświąteczną niedzielę moje córki Asia i Dorota zabrały się do pracy i w towarzystwie swojej przyjaciółki Kasi, piekły pierniczki - ilości przemysłowe.
W połowie pracy okazało się, że ogromna porcja ciasta jest za skromna jak na ich potrzeby i trzeba było dorobić kolejne. I tak pieczenie zajęło z przerwami cały dzień. Przepis na pierniczki podawałam już wielokrotnie więc nie będę się powtarzać Dzisiaj tylko zdjęcia.
Dodam tylko, że w końcu zdobieniem zajmowaliśmy się wszyscy. Zabawa czasochłonna ale bardzo przyjemna.
Foremki mieszkają w ogromnym pudle. Pierwsze gwiazdki i serduszka robił własnoręcznie mój mąż wiele lat temu, kiedy nie były tak dostępne w sklepach jak dziś. Potem zawsze co roku przybywały kolejne kształty.
Lokomotywa.....
Ciepłe rękawice........
Domki...
Bombki.....
Filiżanki.....
A w tym roku zbiór powiększył się m.in.o łosie i renifery.
I tak właśnie, mimo, że dzieci wyrosły, piernikowe wariactwo wciąż się powiększa.
przepiękne! w łosiu jestem zakochana :)
OdpowiedzUsuń