niedziela, 23 listopada 2014

Jabłuszkowe różyczki

W wielkanocnym poście z marca 2013 r. pokazałam jak wykonać różyczki z kiełbasy jako dodatek do żurku. Dzisiaj ten przepis trochę powtórzę, ale za to w słodkiej wersji.

Niedawno w mojej pracy zorganizowana została akcja, w ramach której producent-sadownik przywiózł nam przepiękne, ogromne jabłka. Dużo osób skorzystało i po całkiem niezłej cenie dokonało zakupu po kilka kilogramów. Kupiliśmy w sumie prawie 2 tony owoców w tym również gruszki i sok z jabłek. A wszystko przez wiecie kogo i w myśl, że nasze jabłka są najlepsze. 

Były szarlotki i tarty (przepis na tartę wkrótce), jabłka duszone, pieczone i tak powstały też różyczki.


Jabłuszkowe ciasteczka-różyczki
Składniki:

* ciasto francuskie,
* 2-3 jabłka (najlepiej z czerwoną skórką),
* 1,5 szkl. wody,
* 0,5 szkl. cukru,
* cynamon

Jabłka umyć, przekroić na pół a następnie ostrym nożem pokroić na cienkie półplasterki. Usunąć resztki gniazda nasiennego. 



W garnuszku zagotować wodę z cukrem. Do gorącego syropu wkładać partiami plasterki jabłka i gotować około 1-1,5 minuty w zależności od gatunku jabłek. Muszą zmięknąć aby przy późniejszej obróbce się nie kruszyły. Nie mogą jednak być zbyt miękkie bo się rozpadną.

Ciasto pokroić wzdłuż krótszego boku na 2-3 cm paski a następnie układać plasterki na całej długości, żeby lekko na siebie nachodziły. 


Ciasto zrolować, zlepić końce. 




Piec na blasze wyłożonej papierem do pieczenia w temperaturze 200 stopni przez około 20-25 minut.  


  
Podawać posypane cynamonem, ewentualnie cukrem.


Bardzo szybki deser - torcik bezowy z pijaną gurszką

Deser faktycznie bardzo szybki. Powinnam się nawet trochę wstydzić, że poszłam na łatwiznę i wykorzystałam do niego kupne blaty bezowe, ale czasu było mało a pieczenie (a właściwie suszenie) bezy wymaga niestety wiele czasu. Pewnie zajmę się tym tematem jeszcze nie raz, ale nie dziś.

Za to gruszka upiła się domowym winem, które zwykle co roku powstaje z naszych winogron zebranych z ogródkowej "winnicy". To już chyba tradycja rodzinna. Domowe wina robił mój tata, który zwoził do domu porzeczki, owoce dzikiej róży i inne cuda. Całość doprawiał przygotowaną przez siebie ziołową nalewką - esencją z przynajmniej kilkunastu różnych ziół. Teraz od wielu lat produkcją domowego wina zajmuje się mój mąż a winogrona z roku na rok owocują coraz lepiej - zwłaszcza na "południowym stoku", czyli tylnej na ścianie naszego domu.


Torcik bezowy z pijaną gruszką
Składniki:
* duży blat bezowy - do kupienia w sklepach i cukierenkach,
* 2-3 niezbyt miękkie gruszki,
* kilka goździków, cynamon,
* miód do smaku,
* 1,5 szklanki czerwonego wina (dowolne),
* suszona żurawina,
* śmietana kremówka do ubicia (+ śmietanfix),





Gruszki najlepiej przygotować wcześniej - obrać, podzielić na ósemki lub cieńsze plasterki w przypadki większych owoców. Wino zagotować i dosłodzić (jeśli używamy wytrawnego), dodać goździki i cynamon. Włożyć gruszki i pogotować pomalutku kilka minut żeby lekko zmiękły. Owoce zostawić do ostygnięcia. Śmietanę ubić na sztywno, wyłożyć na blat bezowy. 



Wierzch udekorować gruszkami i posypać żurawiną. 



Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęcia torcikowego kawałka wyłożonego na talerzyku. Może następnym razem się uda.

Dostaliśmy kociołek

Całkiem niedawno dostaliśmy od naszych przyjaciół niezwykły prezent - żeliwny kociołek. Dość spory i ciężki jak czort. Trudno go podnieść, a z wypełnieniem to już nie lada wyzwanie. Ale się sprawdza zwłaszcza teraz. Za oknem szaro, zimno i nieciekawie a przed zimą sporo do zrobienia w ogrodzie. 
A z kociołkiem można połączyć ogrodowe zajęcia z jednoczesnym gotowaniem obiadu. Wystarczy niewielkie ognisko i podłożenie od czasu do czasu paru patyków. 




Od razu uprzedzam, że nie jest to dietetyczne danie a w dodatku trochę eksperymentalne ale jak na pierwszy raz wyszło wspaniałe. 


Kociołkowy przekładaniec
Składniki:  
proporcje bardziej na tzw, "oko" całkowita dowolność

* 2 kg ziemniaków,
* kilka białych kiełbasek,
* karkówka w plastrach,
* grubsze plasterki wędzonego boczku,
* 3 cebule,
* 2 czerwone papryki,
* 2 marchewki,
* liście kapusty - u mnie włoska,
* sól, pieprz, ulubione przyprawy,
* trochę smalcu do wysmarowania kociołka.


Na początek parę drobnych porad, Przed pierwszym użyciem  kociołek musi być wypalony. To zadanie powierzyłam mężowi. Nie wyglądało zbyt bezpiecznie kiedy wypełniony olejem kociołek buchnął ogniem, ale się udało. 




Kolejna sprawa to mycie kociołka - nie wolno używać detergentów. Wystarczyło pogotować w nim wodę. Po tej czynności kociołek ostygł, ochłonął i można było przystąpić do dzieła.

Najpierw przygotowałam mięso. Schab pokroiłam w plastry, lekko rozbiłam, posoliłam, popieprzyłam, posypałam majerankiem, czosnkiem i odłożyłam. Następnie przygotowałam warzywa. Cebule pokroiłam w krążki, marchew w grubsze plasterki a paprykę na mniejsze kawałki. 





Kociołek posmarowałam warstwą smalcu - zastosowałam smalec gęsi, który wbrew pozorom jest bardzo zdrowym tłuszczem. 



W następnej kolejności wyłożyłam go liśćmi kapusty



a na nich plastry boczku.



Teraz przyszła pora na ziemniaki: obrane i pokrojone w grube plastry, których wyłożyłam grubo ponad połowę.  



 Po solidnym doprawieniu solą i pieprzem przyszła kolej na plastry karkówki.



Na nich krążki cebuli oraz papryka i marchew oraz oczywiście przyprawy.



Potem surowa, biała kiełbasa i kolejna warstwa ziemniaków doprawiona solą i pieprzem.


Całość przykryłam resztą kapuścianych liści.




Po zamknięciu kociołka przyszła pora na gotowanie. I tu znów pałeczkę przejął mój mąż, który dzielnie pilnował ognia przez ponad półtorej godziny. 




I wreszcie przyszedł czas na wielki finał. Wszystkie smaki się przegryzły i połączyły, chociaż liście kapuściane z dna kociołka całkiem się przypaliły i trzeba było się ich pozbyć. Ale właśnie po to są i przeważnie się przypalają. Dzięki temu i plastrom boczku - reszta jest bezpieczna.  



Kolejne eksperymenty, już wkrótce.

wtorek, 18 listopada 2014

Podlasie, Białowieża i babka ziemniaczana

Tak jak wspomniałam wcześniej, w sierpniu udało mi się odwiedzić Białowieżę i jej okolice. Dobrze, że czasem przyjedzie ktoś z daleka i chce poznać niektóre regiony Polski. Podejrzewam, że gdyby nie irlandzka część naszej rodziny, pewnie bym się tam nie wybrała w najbliższej przyszłości. I byłoby szkoda.


Nie są to zbyt znane tereny turystyczne, no może poza Białowieskim Parkiem Narodowym i słynnymi żubrami. Można tam odnaleźć ciszę, spokój i przepiękne widoki, zwłaszcza w niewielkich miejscowościach nad Bugiem.




W pierwszej kolejności była nietknięta przez lata puszcza i jej urokliwe zakątki,





potem wielkie dęby królewskie, których wiek dochodzi do 450 lat,




no i oczywiście żubry.





Nigdy nie wpadłabym na myśl, że paradoksalnie przetrwały one dzięki polowaniom. Na pierwszy rzut oka brzmi trochę niedorzecznie, ale wytłumaczenie jest całkiem logiczne. Otóż polować na żubry mógł jedynie król (i pewnie możni panowie, którym na to zezwolił w czasie polowania). Reszta mogła tylko popatrzeć, Mało tego, król miał wyznaczonych ludzi, którzy pilnowali aby zakaz nie był łamany, a za bezprawne zabicie żubra, można było przypłacić głową.

Nie sposób też wspomnieć o dzikach, które biegały radośnie dosłownie wszędzie i trzeba przyznać, że w ich towarzystwie nie czuliśmy się zbyt bezpiecznie, zwłaszcza, że były to stada loch z młodymi. Na szczęście schodziliśmy sobie z drogi a może one bały się bardziej niż my. Oczywiście te zdjęcia powstały w rezerwacie.



W głuszy i zieleni, spacerując po maleńkich wioskach dalekich od nowoczesności, w których niestety widać jedynie starszych ludzi, można się naprawdę wyciszyć. 

A jeśli komuś uda się wstać o świcie - można jeszcze popatrzeć na takie klimaty:


I to samo miejsce ale już kilka godzin później:




I jeszcze na koniec koronkowe zdobienia domów, które można zobaczyć nie tylko w skansenie.


Nie można jednak zapomnieć o charakterystycznej kuchni tego regionu, tylko tu na wschodzie spróbujecie jak smakuje zupa soljanka czy prawdziwa babka ziemniaczana. Dziś pokażę swoją wersję babki właśnie. A w następnej kolejności zajmiemy się soljanką.

Babka ziemniaczana
Składniki:
*1,5 - 2 kg ziemniaków,
* 2-3 duże cebule,
* kawałek wędzonego boczku,
* 5 jaj,
* sól, pieprz, majeranek.


Tu najbardziej pracowita część - ziemniaki zetrzeć na tarce. Ja wolę kiedy nie są zbyt drobniutko zmielone, zresztą na szczęście wykorzystuję do tego zadania nakładkę na elektryczną maszynkę do mięsa. 2 kilo kartofelków ściera się w kilka minut.
Cebulę obrać, posiekać i przesmażyć na oleju. Boczek pokroić w kostkę i zrumienić. Cebulę, boczek, jaja i przyprawy dodać do ziemniaków. 


Masę wyłożyć do płaskiego naczynia żaroodpornego wysmarowanego tłuszczem. Dno można także wyłożyć cieniutkimi plasterkami wędzonego boczku lub słoniny. Całość wsunąć do piekarnika rozgrzanego do 170 stopni i piec przez około  1-1,5 godziny. 


Klasycznie podaje się ją ze śmietaną z dodatkiem czosnku.


Ale wybornie smakuje także z sosem ze świeżych grzybów. A najlepsza jest na drugi dzień - pokrojona w plastry, odsmażona lub podpieczona w piekarniku. 



Oj, przybyło parę deko bo nie jest to danie nisko kaloryczne. Następna wersja będzie bez boczku, ale za to z pieczarkami.