środa, 18 września 2013

Sękacz i mrowisko

W zeszłym roku w poście pn. "Wakacyjne reminiscencje i piekielne ogórki", starałam się opisać nieco specjałów kuchni z okolic Suwalszczyzny, spod samej granicy z Litwą, gdzie od lat bywamy. W tym roku byliśmy tam krótko, ale za to nadzwyczaj intensywnie. Udało nam się wypróbować kolejnych specjałów tamtejszej kuchni, ale skupię się dziś na słodkościach z jakich słyną te rejony. A są to niewątpliwie sękacze i mrowiska.

Nie podam na nie dokładnego przepisu ale wszystko w swoim czasie.

Sękacz



Ten rodzaj ciasta rozpowszechnił się w Polsce za czasów Zygmunta Starego i królowej Bony, czyli w wieku XVI. Polacy przejęli przepis prawdopodobnie dużo wcześniej od plemienia Jaćwingów (nie mylić z Wikingami), których ciągle odbudowywaną osadę sprzed 1000 lat, można zwiedzić w okolicach Oszkini koło Puńska. 

Wracając do ciasta - kto miał do czynienia z sękaczem, który można dostać w wielu cukierniach czy supermarketach, ten nie wie co znaczy prawdziwy sękacz. Niestety nie da się go upiec w domowych warunkach. Cały proces, spróbowałam ująć w rymowance, która jako reporterski opis, zostaje zapisana corocznie w księdze gości naszych agroturystycznych gospodarzy. Trudno to nazwać poezją, ale poniższy fragment chyba z grubsza przedstawia o co chodzi:

Sękacz upiec to jest sztuka
Lecz od czego jest nauka.
Stożek długi, z każdej strony
Pergaminem okręcony,
Jak na rożnie się obraca.
Kręcić nim to ciężka praca.
Inny podkładając drzewa,
Ciastem walec wciąż polewa.
A by ciasto było naj...
Kilkadziesiąt trzeba jaj.

Teraz przetłumaczę z polskiego na nasze. Ciasto tradycyjnie powinno piec się "na ogniu" i to z drzewa brzozowego. Przypomina trochę pieczenie kebaba, ale w pozycji poziomej. Faktycznie jest to rodzaj długiego, cienkiego stożka, który najpierw okręca się pergaminem a następnie stopniowo polewa ciastem i piecze. Stożek jest obracany z dość dużą prędkością przez cały czas. Myślę, że poniższe zdjęcia najlepiej wszystko wytłumaczą. 




Tak wygląda pieczenie w sposób tradycyjny, Dzisiaj wprowadza się wiele udogodnień, choćby sztuczny ogień albo mechaniczne obracanie rożna. Natomiast wspomniane sękacze z supermarketu, robione są w sposób całkowicie zmechanizowany, nie mają nawet sęków, że o smaku nie wspomnę.

A jeśli chodzi o proporcje użytych do wypieku składników, to na jednego średniego sękacza potrzeba około  40 jaj, 1 kg mąki, 1 kg cukru i 1 litr śmietany plus jeszcze parę innych drobiazgów. Sękacz na zdjęciu powyżej miał długość 1 metra a na ciasto zużyto 80 jajek.





My zakupiliśmy w tym roku malucha ale i ten jak widać miał zacne sęki.

Mrowisko 


To chyba mój faworyt, który jest zupełnie inny. Lekki, delikatny i słodki. Ten deser pochodzi z Litwy a początkowo pojawiał się tylko w bogatych domach. Właściwie to rodzaj naszych faworków, tylko podany w nieco inny sposób. Z ciasta faworkowego wykrawane są niekoniecznie równiutkie prostokątne kawałki, które po usmażeniu w głębokim tłuszczu układane są warstwami na kształt mrowiska. Każdą z warstw polewa się płynnym miodem i posypuje makiem i rodzynkami. Fantazja.




Zabiorę się za nie na pewno w karnawale i wtedy wstawię dokładny przepis.                           

wtorek, 3 września 2013

Polska biesiada

Pomysł na taki typowo polski stół przyszedł mi do głowy przynajmniej 15 lat temu. Wtedy jeszcze nie podawało się smalcu na stół i moi goście byli naprawdę zaskoczeni zwłaszcza, że wszyscy w tym czasie prześcigali się w odkrywaniu i serwowaniu nowych sałatek.


Nie pamiętam już jaka to była okazja, nie mniej jednak zadzwoniła do nas z życzeniami siostra męża, która od dawna mieszka zagranicą. Mogliśmy jej tylko opowiedzieć jak wygląda stół. Oczywiście bardzo żałowała, że nie ma jej z nami, więc postanowiliśmy wysłać jej kilka zdjęć. Były to oczywiście czasy, w których nie było mowy o aparatach cyfrowych a tym bardziej fotografowaniu zwykłą komórką. Tak więc powstało dużo pięknych zdjęć upamiętniających rodzinną uroczystość, tylko po wszystkim okazało się, że nikt nie pomyślał o założeniu filmu do nowego zresztą aparatu.

Po tylu latach postanowiłam ponowić próbę, tym bardziej że pojawiła się okazja - okrągłe urodziny mojego męża. Na dodatek tym razem jego siostra była u nas. Uprzedziłam swoich gości, że będzie ciężko, niezdrowo, bez żadnych nowych pomysłów i dziwadeł. I było.



Na stole ułożyłam w osobnych naczyniach: gotowane na twardo jajka, domowe ogórki kwaszone i pomidory. Obok sałatkę z buraków i zwykłą sałatkę jarzynową.





Wędlinę ułożyłam na surowych, sosnowych deskach. Zakupiłam kaszankę i swojską szynkę oraz wiejską, czosnkową kiełbasę. Resztę stanowiły pieczone w domu mięsa.



Obok pojawił się domowej roboty smalec ze świeżo upieczonym chlebkiem (post pn. "Najlepszy chleb na świecie" z sierpnia 2011), klasyczne śledzie z cebulą i galareta z nóżek.  



Na następny ogień poszedł żurek z białą kiełbasą a na koniec pęczak z sosem ze świeżych podgrzybków.



Potem już tylko deser w postaci białego sera z miodem i domową konfiturą ze śliwek oraz nieśmiertelnej szarlotki. Nie zabrakło również urodzinowego tortu wykonanego przez moje córki. Ale ten temat pociągnę w oddzielnym poście. 


Nie było to lekkie i proste ale wszyscy przypomnieli sobie polskie smaki bez sałatki greckiej, szwabskiej, bałkańskiej, hiszpańskiej szynki, francuskich serów, oliwek i niezliczonych warzywnych przystawek. Tak swojsko na koniec lata.



Raz można, ale teraz czas pomyśleć o czymś bardziej dietetycznym.